top of page

Soldier Valley Spiri Group

Public·14 members

Ostatnia Wieczerza



Niestety, eksperymenty Leonarda z techniką malarską i stosowanymi do malowania farbami temperowymi sprawiły, że Ostatnia wieczerza zaczęła blaknąć i łuszczyć się już kilka lat po jej wykonaniu. Przyczyniła się do tego także wysoka wilgotność powietrza w klasztornym refektarzu, przed którą nie uchroniło dzieła nawet zagruntowanie podłoża. W ciągu kolejnych lat malowidło niszczało coraz bardziej, a podejmowane próby przywrócenia mu dawnej świetności tylko pogarszały sytuację. Także historia nie była łaskawa dla dzieła renesansowego geniusza. W 1652 roku w ścianie, na której znajduje się malowidło, wykuto prowadzący do klasztornej kuchni otwór drzwiowy, który pozbawił je centralnego fragmentu obejmującego część stołu oraz stopy Chrystusa. Wprawdzie przejście to wkrótce zamurowano, lecz fragment dzieła został bezpowrotnie zniszczony. Niecałe 200 lat później stacjonujący w klasztorze żołnierze napoleońscy urządzili w refektarzu stajnię. Szkodliwe dla Ostatniej wieczerzy były także bombardowania alianckie w czasie II wojny światowej, w sierpniu 1943 r., w wyniku których zniszczona została znaczna część refektarza.




Ostatnia Wieczerza



Dawno żaden film nie wkurzył mnie tak jak "Ostatnia wieczerza" Bartosza M. Kowalskiego. Reżyser przez większość seansu szepcze widzowi do ucha przerażające rzeczy, by w finale zadąć w trąbę i zepsuć cały efekt.


"Ostatnia wieczerza" trafiła na Netfliksa 26 października. Do momentu gdy film nie zasilił katalogu platformy, nie miałem pojęcia, że w ogóle powstał. Taka forma reklamy (lub jej braku) wyszła "Ostatniej wieczerzy" na dobre, bo gdy dziełem zainteresowały się ogólnopolskie media, film zyskał łatkę odkrycia, zaskoczenia, niespodzianki. Myślę, że taka komunikacja zwiększa prawdopodobieństwo, że więcej osób sięgnie po tytuł. Czy warto to zrobić?


Jeśli w tym momencie pomyśleliście, że "Ostatnia wieczerza" to typowy film grozy w gotyckiej stylistyce, jesteście w błędzie. Kowalski wykorzystuje klisze gatunkowe, po czym prowadzi film na przekór oczekiwań widza. Niektóre sceny, które mogliście widzieć dziesiątki razy w innych horrorach, u Kowalskiego tylko na pozór są tym, czym się wydają. Momentami film jest do takiego stopnia świadomy gatunku, do którego należy, że jest to aż zabawne. Kilka razy zdarzyło mi się zaśmiać z tego powodu.


"Ostatnia wieczerza" poprawnie buduje atmosferę zaszczucia i niepokoju. Kowalski dawkuje horror intensywnie, ale w małych porcjach. Wie, jak sprawić, by widz podskoczył z przerażenia w fotelu. Bohater miota się po murach klasztoru jak szczur po labiryncie, z którego nie ma wyjścia. Czasami zachowuje się skrajnie idiotycznie jak na milicjanta, ale taka już konwencja horroru. W pamięć zapada ścieżka dźwiękowa, bez której film straciłby dużo upiornego nastroju.


Szkoda zmarnowanego potencjału, bo w Polsce robi się mało jakościowych horrorów, a te, które powstają to są filmy pokroju "Apokawixy" lub "W lesie dziś nie zaśnie nikt". Fani artystycznego kina grozy mają "Wieżę. Jasny dzień" i "Monument" Jagody Szelc, ale "Ostatnia wieczerza" absolutnie nie stoi obok tych tytułów.


Ostatnia wieczerza Andrea del Castagno powstała w latach 1445-1450 na zlecenie zakonu florenckich benedyktynek. Kompozycja wypełniła jedno z najważniejszych wnętrz klasztoru św. Apolonii, a więc refektarz, miejsce przeznaczone do spożywania wspólnych posiłków. Dzieło przez stulecia nie było znane miłośnikom sztuki, w tym tak wytrawnym znawcom, jak choćby Vasari, który nie wspomina o nim w swoim wiekopomnym dziele Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów, pełnym wielorakich, niekiedy nad wyraz detalicznych informacji dotyczących życia i twórczości licznych artystów, w tym Andrea del Castagno. Ostatnia wieczerza stała się szerzej znana dopiero po kasacji klasztoru w 1866 roku (obecnie w jego dawnych wnętrzach funkcjonuje Museo di Cenacolo di Sant'Apollonia).


Ostatnia wieczerza jest wyraźnie przesiąknięta duchem antyku. Andrea del Castagno starał się nadać realiom biblijnym starożytny kostium. W zasadzie bez mała wszystkie elementy przedstawienia można uznać za antykizujące. Szaty ukazanych postaci naśladują rzymskie togi, detale i rzeźba architektoniczna pod względem form i motywów odnoszą się do rozwiązań znanych renesansowym artystom z pierwszych prowadzonych na szerszą skalę wykopalisk archeologicznych, jak też po prostu zachowanych w różnym stopniu na terenie Italii licznych budowli doby Cesarstwa Rzymskiego. Szczególną uwagę przykuwa pas kwadratowych, marmurowych płyt, którymi wyłożone są ściany pomieszczenia. Artysta z niezwykłą dokładnością odwzorował cechy kamienia, oddał jego różnorodną kolorystykę, fakturę, bieg oraz kształty żył. Tego rodzaju efektowna dekoracja wnętrz faktycznie była stosowana w okresie antyku, przede wszystkim w formie iluzjonistycznej dekoracji malarskiej, naśladującej cechy prawdziwego kamienia. Zachowane fragmenty antycznych wnętrz, choćby najbardziej obecnie znanych, z Pompei, są tego dowodem.


Ostatnia wieczerza opowiada o milicjancie (Piotr Żurawski), który próbuje rozwiązać zagadkę tajemniczego zaginięcia kilkunastu kobiet. Świadkowie mówią, że ostatni raz widzieli je, gdy przekraczały mury klasztoru zarządzanego przez mnichów specjalizujących się w egzorcyzmach. Jak nietrudno się domyślić, zło zagnieździło się w świątyni Boga. Wszak najciemniej pod latarnią.


O ile rodzime kino stara się omijać gatunek horroru, o tyle nasi twórcy nie boją się w swoich dziełach nawiązywać do diabła. Że tak wspomnę tylko Demona Marcina Wrony, Diabła Andrzeja Żuławskiego czy też Matkę Joannę od Aniołów Jerzego Kawalerowicza. Jednak nawet ci wspaniali twórcy starali się ten temat w swoich filmach jakoś widzowi racjonalnie wytłumaczyć. Kowalski tego nie robi. Zanurza się w kinie klasy B, wierząc, moim zdaniem słusznie, że widz z miejsca zrozumie konwencję, więc nie ma co na to tracić czas. Scenariusz jest pełen skrótów i skupia się bardziej na budowaniu grozy niż objaśnianiu tego, co dzieje się na ekranie i kim są bohaterowie. Na dobrą sprawę o młodym milicjancie nie dowiadujemy się nic. I o dziwo nie przeszkadza to w odbiorze historii. Podobnie jest z mnichami. Na bieżąco dostajemy informacje o ich poczynaniach i celach, ale bez zagłębiania się w to, skąd u nich pomysł ściągnięcia na ziemię Szatana. Tak jest i już. Po co drążyć temat, wszak nie o to w tym filmie chodzi. Ostatnia wieczerza wymaga od widza wyłączenia myślenia i zagłębienia się w mroki klasztoru, gdzie wyczuwalne jest zło. Jest ono wszędzie. W ścianach, podłodze, ogrodzie. Przekraczając bramę tej świątyni, każdy wyrzeka się dóbr technologicznych, co znaczy, że korytarze oświecają świece, a w tle słychać jedynie skrzypienie starych drewnianych podłóg i krzyki ludzi, którzy przez diabła postradali zmysły.


Ten krótki czas, jaki pozostał na ziemi, pragnie Jezus spędzić z uczniami w jedności, miłości, pokoju. Jezus ma świadomość, że jest to Jego ostatnia Pascha z uczniami: Już jej spożywać nie będę, aż się spełni w Królestwie Bożym.


Ostatnia wieczerza to polska produkcja grozy. Jej reżyserem i scenarzystą jest Bartosz M. Kowalski. Drugą scenarzystką jest natomiast Mirella Zaradkiewicz. O czym opowiada ten przerażający film?


Ostatnia wieczerza to horror, który przenosi nas do 1987 roku. Marek jest młodym milicjantem, który spróbuje się przedostać do odciętego od świata klasztoru. Tam zakonnicy prowadzą klinikę dla opętanych. Mężczyzna zdecyduje się udawać duchownego, co pozwoli mu stać się częścią klasztornego życia.


Ostatnia wieczerza to polski film grozy, który przypadnie do gustu właśnie fanom horrorów. Produkcja u niejednego wywoła ogromne przerażenie. Może być to dobra propozycja do obejrzenia w ciągu zbliżającego się Halloween.


Ostatnia wieczerza to film, który bazuje na oryginalnym scenariuszu. W zamian jednak możemy Wam polecić wydaną w czerwcu, tego roku, książkę Paranormalne. Egzorcyzmy. Prawdziwe historie opętań. Dzięki publikacji dowiemy się więcej na temat działania egzorcystów. Autor odsłania przed nami tajniki różnych paranormalnych zdarzeń. W książce rzeczywistość miesza się z fantastyką. Co więc jest prawdą?


Nie mam wątpliwości, jaki stosunek do Kościoła katolickiego ma Kowalski. Wyraził go w postaci księdza o twarzy Piotra Cyrwusa w swoim slasherze. W jego nowym filmie nie znajdziemy ani jednego pozytywnego kapłana, co przesuwa film z wciąż liczącego się z chrześcijańską widownią Hollywood w stronę gniewnych włoskich horrorów Giallo, które w latach 70. doprowadzały do furii katolików. Gdyby jednak "Ostatnia wieczerza" była robiona zupełnie na poważnie, jak przywołane wyżej klasyki Friedkina czy Derricksona, to bym z nim polemizował z pozycji chrześcijanina i teologa, który poznał zresztą prawdziwych egzorcystów. Tyle, że ten horror nie jest żadnym ideologicznym manifestem, a ostatecznie i tak wybrzmiewa w nim prawda słów Baudelaire'a, choć ujęta w przewrotny ton. "Miałem być apostołem diabła, a tu taki ch..." - mówi w pewnym momencie główny czarny charakter tej opowieści.


"Ostatnia wieczerza" jest rasowym horrorem klasy B, który dzięki bardzo sprawnej ręce Kowalskiego, nastrojowym zdjęciom Cezarego Stoleckiego, świetnej muzyce Szweda Carla Johana Sevedaga, kostiumom, scenografii i dźwiękowi wnosi go na światowy poziom w swoim gatunku. To zresztą różni film Kowalskiego od pastiszowej "Apokawixy" o apokalipsie zombie, na którą kręciłem trochę nosem na tych łamach. Xawery Żuławski postanowił pobawić się gatunkiem filmowym, którym nie żyje i nie oddycha filmowo jak Kowalski, mający horror po prostu we krwi. Czy narodził się nam mistrz gatunku? Możliwe. Pozwalał to podejrzewać w wysmakowanym wizualnie shorcie "Zacisze", potem potwierdził swoją miłość do amerykańskiego horroru w pierwszym polskim slasherze "W lesie dziś nie zaśnie nikt", a teraz w "Ostatniej wieczerzy" wyrysowuje swoje nazwisko w tym cholernie trudnym gatunku z precyzją ostrza noża Michaela Myersa. 041b061a72


About

Welcome to the group! You can connect with other members, ge...
bottom of page